Robert Kowal
Na gigantycznym krześle w centrum Gandawy siedzi kilkumetrowa postać w stroju barokowym, która głośno śpiewa. Wokół kłębi się wielotysięczny tłum turystów złaknionych wielkiego festynu miejskiego. Na scenie lalkowej Gense Fieste często gościli bielscy aktorzy Katarzyna i Włodzimierz Pohl, którzy są zafascynowani tą atmosferą. W sobotę na placu Wojska Polskiego pokażą szlachetną formę teatru ulicznego z udziałem dużej lalki z piętnem doświadczeń wyrytym na twarzy. Każdy widz w dowolnym momencie powinien być gotowy na niespodzianki. Aktorzy też.
Włodzimierz Pohl wspomina koniec lat 90., gdy artyści mogli ubiegać się o grant dyrektora ośrodka teatralnego Banialuka na wystawienie wybranego spektaklu. Aktor decydował, jaką sztukę chce wystawić i kogo zatrudnić do realizacji, otrzymując do dyspozycji pracownie i marketing czy obsługę widza.
Dobra rozrywka dla przechodniów. Osiem nowych przystanków w Bielsku-Białej!
Później teatr instytucjonalny wrócił do sceny repertuarowej, gdzie dyrektor wraz z reżyserem wybierają tytuł, a zespół powinien się temu podporządkować, bo każdy musi utrzymać rodzinę i spłacać kredyty. Tego lata bielskie małżeństwo aktorskie Pohlów pokaże widzom, że może być inaczej.

Poświęcili część urlopu
Okazją do eksperymentu na sztuce będzie druga edycja przeglądu artystów ulicznych BBusking, który odbędzie się w sobotę, 13 lipca w kilku lokalizacjach w centrum Bielska-Białej. – W Europie i Polsce brakuje wolnych lalkarzy, którzy pracują na własny rachunek. Marzy mi się przestrzeń do eksperymentowania z teatrem lalek. Dyrektor sceny instytucjonalnej musi myśleć o komercyjnej stronie repertuaru, aby był dochody – przekonuje Włodzimierz Pohl.
Pomysł wzbogacenia BBuskingu występami lalkarzy pochodzi od Miłosza Goślickiego, organizatora przeglądu. Aktorzy bez namysłu uznali, że jest to dla nich duża szansa i poświęcili część swojego urlopu, aby wziąć udział w wydarzeniu. – Chętnie połknęliśmy ten haczyk – przyznaje Katarzyna Pohl. – Zastanawialiśmy się, co warto pokazać ulicznej publiczności: czy wielkie lalki, czy może chodzenie na szczudłach, bo i z tym mieliśmy w przeszłości do czynienia – żartuje.

Wybór padł na „Everymana”, zbiór epizodów teatralnych, których bohaterem jest zwykły człowiek. Przeżywane przez niego proste historie dotyczą każdego z nas. Twórcą postaci Everymana jest Rafał Budnik, niegdyś związany z bielską Banialuką, teraz z warszawską sceną lalek, a tak naprawdę współpracujący z teatrami w całej Europie.
Formuła wiąże się z ryzykiem
Na oczach widzów, którzy pojawią się w sobotę na placu Wojska Polskiego, bohater urodzi się do życia, będzie uczył się swojego ciała, w tym poruszać. Artysta wyrzeźbił twarz bohatera bardzo szczegółowo. Nie jest to więc niedoświadczony młokos, lecz postać po przejściach, z którą może się identyfikować dojrzała publiczność. Reflektory obecne na placu mimo letniego słońca pokażą lalkę w odpowiednim świetle.
Zobaczymy w jaki sposób Everyman boryka się z różnymi rekwizytami. Podobnie, jak każdy widz mierzący się na co dzień z tysiącem prostych zmartwień, które czasem urastają do rangi wielkiego problemu. Krótka forma bez kurtyny, uniwersalny przekaz, spektakl bez słów. – Nie da się dokładnie opowiedzieć fabuły, nie czerpiemy wątków z literatury – wyjaśnia pani Katarzyna. Widz otrzyma propozycję współudziału w przedstawieniu, więc nic nie jest pewne. Publiczność powinna być gotowa na różne niespodzianki.

Aktorzy mają swój plan, ale w toku przedstawienia będą reagowali na bieżącą sytuację. Formuła spektaklu otwartego z udziałem widzów wiąże się z ryzykiem, które artyści śmiało podejmują. W bliskim kontakcie z widzem zdani są wyłącznie na własny warsztat aktorski, bez wsparcia choreografii, scenografii, inspicjenta czy innych aktorów, co zapewnia stacjonarna scena w budynku teatru. Dużo improwizacji, która wymaga od aktora mistrzostwa w kierowaniu lalką. Na placu będzie ona perfekcyjnie animowana.
Wyrwą kawałek teatru z murów
Aktorzy chcą zaskoczyć widza i czekają aż widz ich zaskoczy. Występ na kamiennej płycie bez kulis zdradzi część magii teatru. Na scenie stacjonarnej przecież nie widać, jak aktorzy manipulują lalką, jak ją poruszają. Na placu widz będzie mógł podejrzeć z boku technikę lalkarską. Pohlowie nie obawiają się czystej animacji. Teatr lalkowy jest bardziej pojemny niż zwykło się to uważać.

– Chcemy pokazać szlachetniejszą formę teatru na ulicy. Widz nie zobaczy niczego co kojarzy mu się z kuglarstwem, bajeczką, z kukiełkami za parawanem. Zamierzamy wyrwać kawałek teatru z murów, by pokazać go na ulicy – precyzuje Katarzyna Pohl.
W trakcie występu będą zbierane datki do kapelusza. W ten sposób publiczność oceni wartość artystyczną przedstawienia na placu. Nie boicie się takiego twardego werdyktu? – pytam aktorów.
Letnia scena w aspiracjach stolicy kultury
– Nie. Wynagrodzenie będzie adekwatne do tego, jak oczarowaliśmy publiczność – nie wątpi Włodzimierz Pohl. – Nie robimy tego dla pieniędzy, ale dla siebie, dla naszej pasji – dodaje pani Katarzyna. – Jeżeli program zostanie dobrze przyjęty i zbierzemy więcej pieniędzy, będzie to fundusz dla Everymana, aby zainwestować w kolejne historie z jego życia – mówi aktorka.

Sobota pokaże, jaki potencjał drzemie w formule letniego przeglądu artystów ulicznych w Bielsku-Białej. W przerwie między kolejnymi sezonami bielskie teatry wysyłają swoich aktorów na urlopy, podczas gdy część artystów chętnie skonfrontowałaby swój warsztat z publicznością w plenerze. Nie chodzi o wielkie lalki i duże koszty.
Letnia stała scena nad rzeką w centrum miasta z pewnością mieści się w aspiracjach Europejskiej Stolicy Kultury 2029. W ten sposób turyści dowiedzą się o istnieniu teatru w Bielsku-Białej, do którego warto pójść i wesprzeć jego działalność z własnej kieszeni.
0 komentarzy