Z radnym Maksymilianem Prygą, jedynym radnym Rady Miejskiej w Bielsku-Białej pochodzącym z blokowiska, rozmawia Robert Kowal
Na forum Rady Miejskiej wezwał Pan ostatnio władze miasta do „podjęcia działań wychowawczych mających na celu efektywne usunięcie oraz przegonienie tzw. żuli z centrum osiedla Złote Łany”. Pojęcie „żul” w odniesieniu do osób z problemami życiowymi nie jest zbyt eleganckie.
– To jeden z najważniejszych problemów naszej dzielnicy. Mówiąc o „żulach”, nie odnoszę się do bezdomnych, bo tym osobom staramy się wszystkimi siłami pomóc. Chodzi o tych, którzy piją alkohol w miejscach publicznych, mylą kosz na śmieci z toaletą, zaczepiają matki z dziećmi, okupując wejścia do sklepów. Uprzykrzają życie innym mieszkańcom głośnym zachowaniem, przykrym zapachem, natarczywym wymuszaniem pieniędzy na alkohol. Otrzymuję w tych sprawach mnóstwo interwencji od oburzonych mieszkańców.
Trzydziestu podchmielonych
Problem uciążliwych sąsiadów nadużywających alkohol nie pojawił się wczoraj. Dlaczego teraz nagłaśnia Pan sprawę?
– Jako jedyny radny pochodzący z blokowiska mam obowiązek reagować, gdy dzwoni do mnie matka z dzieckiem, bo czuje się zagrożona, kiedy przed sklepem osobnik zaczepia ją o kilka złotych na alkohol. Są skargi obsługi sklepów, seniorów, którzy boją się o swoje bezpieczeństwo, przechodząc przez skwer, na którym trzydziestu podchmielonych osobników popija piwko. Kulminacja takich skarg od mieszkańców miała miejsce ok. dwa tygodnie temu.
Miał Pan mocne wystąpienie na sesji Rady Miejskiej, o problemie szeroko informowały lokalne media. Sytuacja się poprawia?
– Trudno powiedzieć czy ci ludzie czytają portale i gazety, ale dzięki mediom było więcej interwencji strażników, jest większa wrażliwość społeczna w tym zakresie. Straż miejska podejmuje teraz bardziej stanowcze działania. Być może wynika to z wprowadzenia KZD, karty zadań doraźnych, którą postulowałem. Ale jeśli jest jedna lub dwie interwencje w ciągu doby, to spryciarze okupujący sklepy przenoszą się w inne miejsce. Dlatego działania porządkowe muszą być systematyczne, konsekwentne.
Może zrobimy dobrą rzecz?
Niezależnie od sprawności straży miejskiej, trzeba leczyć przyczyny choroby.
– Cenię współpracę ze Spółdzielnią Mieszkaniową Złote Łany, która podejmuje różne działania aktywizujące społeczność. Wiem, że w sklepach na terenie dzielnicy osobom nietrzeźwym nie sprzedaje się alkoholu, ale jeśli ktoś chce, to zawsze znajdzie sposób.
Kierunek działań wyznaczył ks. Józef Walusiak, założyciel Fundacji „Nadzieja” i pierwszego w Polsce Ośrodka Wychowania i Terapii Młodzieży. Potrzebny jest nowy ks. Walusiak?
– Fundacja raczej nie wchodzi w grę, sam nie udźwignę tego ciężaru. Nie zamierzam też porównywać się do tak wielkiego człowieka, jakim jest ksiądz Walusiak. Mam kilka pomysłów aktywizacyjnych dla tych ludzi, nad innymi się zastanawiam. Może zrobimy jakąś dobrą rzecz? Chodzi mi o podjęcie współpracy z instytucjami leczącymi uzależnienia, wsparcie różnych podmiotów, które zajmą się osobami nadużywającymi alkohol i mającymi tzw. trudne charaktery. Trzeba te osoby namówić do zmiany stylu życia.
Zadanie na nową kadencję?
Oprócz działań interwencyjnych niezbędne są działania systemowe. Ludziom spędzającym całe dnie na popijaniu piwka na skwerze i zaczepianiu przechodniów trzeba wskazać inne wzorce osobowe. Jakie?
– Na dzisiaj nie mam pomysłu, ale zastanawiam się, co można w tej sprawie szerzej zrobić. Może jest to zadanie dla Rady Miejskiej na kolejną kadencję, aby powołała komunalny program przeciwdziałania alkoholizmowi. Niewykluczone, że w najbliższym czasie zgłoszę nową interpelację w tej sprawie. Liczę na pomoc osób, którym także zależy na rozwiązaniu problemu.
Dziękuję za rozmowę.
Brawo Maksiu. Ziomki z osiedla wymiatają..
Zamiatanie pod dywan nie czyni czystości.
A ksiądz Józef Walusiaka wciąż żyje i oby jak najdłużej.
Szczerze nie lubiłem Pana w czasach bycia asystentem wojewody. Ale po odcięciu się od PISu widać że jest pan w porządku.