Robert Kowal
Dawno nie widziałam tak dobrego filmu! – usłyszałem w tłumku widzów wychodzącym z sali kinowej Heliosa. Z tą lapidarną amatorską recenzją filmu, który kręcono w Bielsku-Białej, można dyskutować. Zawodowi recenzenci prześcigają się w komplementach, a ja czuję niedosyt. Dobrze gdyby wszyscy, którzy bawią się tą historią, wiedzieli, gdzie strzelali do sobie Piłsudski, Lenin i jego żona Krupska.Wbrew temu co sugerują twórcy filmu, nie było to na Podhalu.
Prawdopodobnie każdy z nas miał w życiu choć raz taki koszmar. Budzisz się rano po ostro zakrapianym wieczorze. Obcy dom, obcy ludzie, czasem kobieta aktualnie bez makijażu. Krajobraz jak po bitwie. W głowie kołacze natrętna myśl: co ja tutaj robię? Z bólem próbujesz przypomnieć sobie ostatnie zasłyszane i wypowiedziane słowa. Siwy dym!
Podobnie mieli czterej „Niebezpieczni dżentelmeni”, bohaterowie nowego filmu realizowanego m.in. w Bielsku-Białej, Tadeusz Boy-Żeleński, Witkacy, Joseph Conrad i Bronisław Malinowski (w tych rolach znani i popularni aktorzy Tomasz Kot, Marcin Dorociński, Andrzej Seweryn i Wojciech Mecwaldowski). Przyjaciele usiłują wspólnie odtworzyć przebieg szalonego wieczoru, ale logiczne myślenie utrudnia nieznośny hangover po spożyciu alkoholu i pejotla, silnie halucynogennego „zioła” z amerykańskiego kaktusa.
Ból poszukiwań jest tym większy, że rano na miejscu nocnej biesiady w domu Witkacego panowie odnajdują zwłoki nieznajomego mężczyzny, a do drzwi puka dociekliwy policjant. Na domiar złego okazuje się, że podczas imprezy zginęła duża suma pieniędzy.
Historia rozgrywa się przed wybuchem I wojny światowej. Obok czterech głównych bohaterów, wielkich osobowości polskiej kultury, na planie filmowym spotykają się postaci nie mniej znane – Józef Piłsudski, Karol Szymanowski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Zofia Nałkowska, Karol Rubinstein i inni. Ta historia nie wydarzyła się naprawdę, ale mogła się wydarzyć – informują twórcy. Wielkie nazwiska robią wrażenie. Dla maturzystów to znakomity przegląd elity Młodej Polski.
Krytycy na ogół są łaskawi dla dzieła Macieja Kawalskiego i jego ekipy. Zgrabna komedia kryminalna, wspaniała gra aktorska, błyskotliwe dialogi, fascynująca podróż do przeszłości, odwaga w naginaniu historycznych faktów, a nawet porównania do kina Tarantino – czytam recenzje w internecie. Rzadko piszą o niedociągnięciach, potknięciach, o przeroście formy nad treścią. Film otrzymał dotację z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej na stypendium scenariuszowe, rozwój projektu i produkcję. To o czymś świadczy.
W sali bielskiego Heliosa często słychać śmiech publiczności. Ja śmieję się z przerysowanej postaci późniejszego marszałka Józefa Piłsudskiego, a nie powinienem, bo to twórca niepodległości Polski. Do śmiechu mi, kiedy widzę przyszłego wodza rewolucji październikowej Włodzimierza Lenina i jego żonę Nadieżdę Krupską, a nie powinienem, bo to mordercy. Ludzie śmieją się nawet wtedy, gdy na ekranie człowiek wpada pod koła powozu.
Nie będę oceniał „Niebezpiecznych dżentelmenów”, aby nie zanudzić Czytelnika treściami, z którymi spotkał się w sieci. Chcę skupić się na bielskich akcentach produkcji reżysera Kawalskiego. Zdjęcia do filmu kręcono w połowie 2021 w Bielsku-Białej, o czym szeroko informowały wtedy media lokalne. Wiele scen realizowano w stylowych wnętrzach bielskiego teatru, w tym finałową strzelaninę z udziałem Piłsudskiego, Lenina i Krupskiej. Inne, nie mniej stylowe, osadzono w realiach Bielskiej Szkoły Przemysłowej. Jednak widz nie wie, że reżyser przenosząc go w czasie, przenosi go też w przestrzeni.
Akcja filmu toczy się w Zakopanem i na Podhalu. Na ekranie widzimy więc unikalną architekturę zakopiańską i efektowne plenery tatrzańskie. W ten zjawiskowy klimat wpisany jest westybul, szatnia i widownia teatru w Bielsku-Białej, gdzie nakręcono część scen. W „Niebezpiecznych dżentelmenach” bielski teatr obsadzony jest w roli podhalańskiej placówki kultury, jak by to dzisiaj nazwać. Chyba nigdy w historii tylu popularnych aktorów nie kręciło u nas jednocześnie.
Na Podhalu lub w okolicach nie ma takiego pięknego obiektu? Może i jest, tym bardziej jako bielszczanin cieszę się, że film pokazuje akurat bielski teatr. Czuję jednak niedosyt, że to wiedza dostępna tylko tym, którzy znają zabytki Bielska-Białej oraz widzom naszego teatru. Nie wiem, po czyjej stronie jest piłka – czy filmowców, czy władz miasta. Podziękowania na końcu filmu są miłym gestem, ale ilu widzów ogląda napisy końcowe? Miasto jest szczęśliwym właścicielem obiektu podziwianego przez kinomanów w kraju i za granicą. Co można wygrać z okazji premiery filmu, w którym zabytek z Bielska-Białej robi za podhalański?
Światowa premiera „Niebezpiecznych dżentelmenów” odbyła się jesienią ub. roku, a 20 stycznia film wszedł do rozpowszechniania w polskich kinach. Aktualnie oglądać go można także na ekranach w Heliosie i Cinema City.
Robert Kowal
Ciekawa recenzja. Gratuluje