We wrześniu z okazji tegorocznych Dni Bielska-Białej odbędzie się trzeci z kolei niezwykły koncert w zachwycającej oprawie arkadowego okna fasady Teatru Polskiego. Tym razem śpiewający aktorzy naszego teatru zmierzą się z dorobkiem artystycznym niezapomnianej Kory Jackowskiej, jednej z najbardziej wyrazistych osobowości polskiej sceny muzycznej. Witajbielsko.pl rozmawia z Tomaszem Lorkiem, znanym bielskim aktorem, który zaśpiewa dwa przeboje Kory.
Na początku września na jeden wieczór Bielsko-Biała stanie się gorącym „Boskim Buenos”. W oknie bielskiego teatru usłyszymy m.in. „Kocham Cię, kochanie moje”, „Szare miraże”, „Lucciola”, „Cykady” i wiele innych przebojów nieśmiertelnego zespołu Maanam w wykonaniu Anny Guzik-Tylki, Marty Gzowskiej-Sawickiej, Wiktorii Węgrzyn-Lichosyt, Tomasza Lorka, Grzegorza Margasa i Adama Myrczka.
Tłum widzów przed teatrem
Dwa poprzednie koncerty zgromadziły przed teatrem tłumy widzów. Wiele wskazuje na to, że podobnie będzie i tym razem. Artystom towarzyszyć będą muzycy Bielskiej Orkiestry Kameralnej pod dyrekcją Jacka Obstarczyka. Wstęp wolny.
Z Tomaszem Lorkiem, aktorem Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, reżyserem spektakli muzycznych, dwukrotnym laureatem Złotych Masek, rozmawia Robert Kowal
Na jakim etapie są próby do tego spektaklu? Co będzie Pan śpiewał?
– Są na wstępnym etapie. Powstają aranże, które tworzy Jacek Obstarczyk. My, wokaliści, uczymy się utworów i ich tekstów. Ja będę wykonywał dwa utwory solo. Będą to „Wyjątkowo zimny maj” i „Kocham cię kochanie moje”.
Moda czy potrzeba serca?
To ryzykowny zamysł artystyczny. Kora to potęga, wielka artystka. Próba zmierzenia się z Jej dorobkiem wymaga odwagi.
– Myślę, że generalnie wykonywanie coverów jest ryzykowne. Ale sprawdziło się to w przypadku Marii Koterbskiej i Krzysztofa Krawczyka i myślę, że nasza bielska publiczność to lubi. To wielkie przeboje i dobra muzyka.
Warto Korę naśladować czy można ją zaśpiewać po nowemu? Jej repertuar próbuje teraz wykonywać wielu artystów. Taka moda czy potrzeba serca?
– Każdy wielki artysta ma swój niepowtarzalny styl. Śpiewamy jej utwory, ale śpiewamy je my, tu i teraz i zawsze będzie to inne wykonanie niż to oryginalne Kory. Każdy z nas szuka w tej muzyce czegoś, co akurat jego interesuje, co trafia do serca. Dlatego nie mam chęci naśladowania. Mam ochotę wykonać te utwory z szacunkiem dla tego, co zrobiła Kora, ale jednak w pewnym sensie po swojemu. Tak było też z utworami Koterbskiej czy Krawczyka. W przypadku Kory już sam fakt, że jestem mężczyzną powoduje zmianę w wykonaniu. Z tego co wiem aranże nie będą mocno „wykręcone”. Raczej będą w stylu i klimacie, w którym śpiewała Kora, co nie wyklucza tego, że każdy z nas włoży w to siebie. Więcej, myślę, że każdy z nas chce to zrobić po swojemu, zachowując jednak klimat i styl tych utworów. Nie szukamy na siłę oryginalności. Szukamy siebie.
Wszyscy mają trudno
Będzie miał Pan łatwiej niż pozostali aktorzy z racji swojego wykształcenia muzycznego (Tomasz Lorek jest absolwentem wydziału wokalno-aktorskiego Akademii Muzycznej w Katowicach w klasie śpiewu solowego – przyp. R.K.)?
– Wszystkie koleżanki i koledzy, którzy biorą udział w tym projekcie są świetnymi wokalistami. Jesteśmy zgranym i fajnym zespołem i mamy już wypracowane sposoby współdziałania. Czy będzie mi łatwiej? Myślę, że wszyscy mamy tak samo trudno. Nie chodzi o same nuty i nauczenie się tego materiału, bo tu mógłbym mieć ewentualnie jakieś fory. Moje wykształcenie muzyczne pomaga na wstępnym etapie. Potem wszystko zależy od wrażliwości i estetyki, a tu wszyscy jesteśmy na zbliżonym poziomie, choć każdy z nas ma tę estetykę i wrażliwość inną. I w tym naszą siła, bo dzięki temu koncert będzie różnorodny.
W oknie trzeba skupić swoje aktorstwo na śpiewie. Mało tam miejsca na choreografię.
– Bardzo mało. Dlatego tak ważna jest wrażliwość i szukanie w sobie i w utworze, a nie w innych czynnikach, za które można się trochę „schować” na scenie.
To jest bardzo nakręcające
Polubił Pan występy przed tysięczną publicznością?
– Tak. Nawet bardzo! To wspaniała sprawa, że tylu ludzi chce przyjść nas posłuchać. To daje fantastyczną energię i jest bardzo nakręcające.
Ma Pan plany kolejnych spotkań z taką masową publicznością?
– To chyba jedyna szansa…
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Robert Kowal
Zdjęcie tytułowe: Mikołaj Marciniak
0 komentarzy