Maestro z Bielska-Białej. Niebiańska muzyka ze Złotych Łanów zadziwia świat ZDJĘCIA i FILM  

sie 6, 2024Piękne strony BB

Mamy w Bielsku-Białej dziesiątki utalentowanych muzyków, ale jest tylko jeden Kohut! Janusz Kohut należy do najwybitniejszych polskich kompozytorów muzyki teatralnej i filmowej. Twórca osiemnastu albumów autorskich, trzech oratoriów, musicalu i kantaty, a to tylko początek obszernej listy. Koncertował na placu przed bazyliką św. Piotra w Watykanie, w Polsce, Niemczech, USA i Wielkiej Brytanii. Mieszkaniec osiedla Złote Łany otwiera się przed salonem dobrego słowa.

W cyklu „Piękne strony Bielska-Białej” przedstawiamy znanych bielszczan oraz charakterystyczne miejsca w mieście, które wyróżniają się unikatową architekturą, mają bogatą historię czy są obiektem nostalgicznych wspomnień wielu pokoleń bielszczan. Gościem tego odcinka jest Janusz Kohut, jeden najwybitniejszych polskich kompozytorów muzyki teatralnej i filmowej, który z Bielska-Białej wyjeżdża tylko na koncerty po całym świecie. Mistrz zgodził się zaprosić nas do swojego domu na osiedlu Złote Łany, gdzie na zielonej wyspie pośród blokowisk tworzy niebiańską muzykę.

Mnóstwo inspiracji, żeby godnie żyć

W Bielsku-Białej mamy dziesiątki utalentowanych muzyków, ale tylko jednego Kohuta. Wielu wyjeżdża do dużych miast w poszukiwaniu kariery. Dlaczego Pan został?

– Urodziłem się niedaleko, przy ul. Broniewskiego, naprzeciwko Domu Żołnierza. Później rodzice wybudowali dom na Złotych Łanach, gdzie mieszkam do dziś. Miałem propozycje wyjazdu na stałe do Warszawy, gdzie pracowałem po studiach, ale uznałem, że Bielsko-Biała jest najlepszym miejscem do mieszkania i tworzenia. Wokół piękna przyroda, wszędzie blisko. Mnóstwo inspiracji, żeby godnie żyć.

Urodził się Pan w Wigilię Bożego Narodzenia. Z historii wiemy, że w tym dniu rodzą się geniusze, ludzie szczególnie utalentowani, którzy zostawiają wyraźny ślad w historii ludzkości.

– Opowiadano mi, że mój tato zbił kilka baniek ze wzruszenia podczas ubierania choinki. Zgodnie z rodzinną tradycją, zawsze w Wigilię spotykamy się do południa, aby świętować moje urodziny przy torcie, a wieczorem urodziny Pana Jezusa przy stole wigilijnym.

Instrukcja obsługi człowieka

To dlatego w twórczości kompozytorskiej bliższe są Panu tematy mistyczne i religijne?

– Długo szukałem sensu życia. Interesowałem się psychologią, filozofią, kulturą Wschodu. Czytałem dużo książek, aby odkryć, co mam robić, jakie jest moje miejsce na ziemi. Tak dotarłem do Biblii. Przekonałem się, że to swoista instrukcja obsługi życia człowieka. Biblię czytam do dzisiaj, codziennie. Jest dla mnie najważniejszą inspiracją do poznawania świata, siebie i innych ludzi. Jednak przede wszystkim Biblia to najlepszy sposób na spotkanie i trwanie w obecności Stwórcy.

Miał Pan prostą drogę do Boga?

– Zanim na nią trafiłem, miałem wiele dylematów, przez długie lata nie chodziłem do kościoła. Żyłem w przekonaniu, że kiedy zechcę poczytać Biblię, nie muszę słuchać księdza w kościele, przecież umiem czytać. Wreszcie zrozumiałem, że Jezus dlatego dał kościół ludziom, aby mogli wzajemnie okazywać sobie miłość i życzliwość, aby mogli się wspierać. Bóg często działa przez innego człowieka, przez różne sytuacje. Dlatego ważną umiejętnością jest odczytywanie Jego znaków.

Pisanie na chwałę Pana

Jan Sebastian Bach skomponował wszystkie swoje utwory na chwałę Bożą. Jego kompozycje są perfekcyjne, nie ma w nich niczego przypadkowego. Postanowiłem spróbować podążać tym samym śladem i pisać na chwałę Pana. Przed Bogiem nic się nie ukryje, dlatego nie warto udawać. Życie pozbawione relacji z Bogiem jest ubogie i według mnie pozbawione sensu.

Podobno artyści dzięki swojej wrażliwości widzą, czują i wiedzą więcej niż zwykli śmiertelnicy. Czuje Pan więcej?

– Gdybym potwierdził, byłoby to chyba świadectwo pychy. Niewątpliwie dusza artysty jest bardziej uwrażliwiona na problemy człowieka. To jednak często działa w dwie strony: może trochę więcej widzimy i głębiej czujemy, ale też często bardziej cierpimy. Świat stworzony przez Boga jest piękny. Obcując z nim, możemy lepiej poznawać jego Autora.

Jest Pan absolwentem Technikum Włókienniczego w Bielsku-Białej. Jak radziła sobie artystyczna dusza w środowisku krosien czółenkowych czy rapierowych?

Do obrony wybudował obraz

– Uczyłem się na wydziale chemicznym, interesowały mnie wtedy głównie rakiety, petardy i różnego rodzaju wybuchy. Rodzicom zależało, abym zdobył jakiś zawód, jednak nie pasowałem za bardzo do tego środowiska. To nie był mój świat, dlatego do obrony wybudowałem sobie obraz, w którym artysta powinien być najpierw otoczony pancerzem stalowym, później betonowym, a na końcu gumowym, aby nie ranić innych. Bywa, że gdy otoczenie dostrzega w nas słabość, próbuje ją wykorzystać do swoich celów. Instrumentem, który pozwala nam wygrać ze złem jest pokora. Warto więcej czasu spędzać „na kolanach”. Ta postawa stawia nas we właściwej relacji do innych ludzi i do Stwórcy.  

W Pańskiej bogatej twórczości odnalazłem musical ”Szczęśliwi ludzie” traktujący o rodzinie i konfliktach międzypokoleniowych. Czerpie Pan z własnego doświadczenia?

– Jest to zapis wielu moich osobistych przeżyć i doświadczeń, dlatego inspirowałem autorów libretta: Andrzeja Trojaka i Juliusza Wątrobę, aby poruszali tę tematykę.

Komunikacja poza intelektem

Do kogo adresuje Pan swoją twórczość?

– Do wszystkich, którzy chcą słuchać. Bardzo lubię grać, a szczególnie dla młodych ludzi. Są często bardziej otwarci, mniej kalkulują. Muzyka jest tylko nośnikiem pomiędzy tym, co dzieje się w sercu i umyśle kompozytora a doświadczeniem i przeżyciem słuchacza.

W ostatnich latach dał Pan ponad 150 koncertów w Wielkiej Brytanii? Kto Pana słucha na Wyspach?

– Występowaliśmy w bardzo różnych miejscach, m.in. dla uchodźców czy kloszardów wywodzących się z Polonii, którzy stali na baczność ze łzami w oczach, gdy graliśmy „Bogurodzicę” i inne polskie hymny. Graliśmy też w kościołach anglikańskich, na otwarcie klubu jazzowego w Londynie. Dzięki zaproszeniom organizatorów miałem możliwość kontaktu z ludźmi pochodzącymi z różnych środowisk i kultur, z zupełnie innymi doświadczeniami, różnym rozumieniem muzyki i wykształceniem. To wielka radość widzieć, że istnieje komunikacja poza intelektem.

Ogromna klasa tych ludzi

Często zapominamy, że poza najmłodszym pokoleniem imigrantów z Polski, w Wielkiej Brytanii mieszkają Polacy, którzy nie chcieli wracać do kraju po zakończeniu II wojny światowej. Jak żyje generacja bohaterów wojennych?

– Miałem okazję do kilku spotkań z panem Ryszardem Kaczorowskim, byłym prezydentem RP na uchodźstwie, miałem jego dożywotni patronat. Kiedy dowiedziałem się, że zginął w katastrofie smoleńskiej, najbardziej właśnie jego było mi żal. Nasi weterani to wspaniała publiczność. Przez wiele godzin rozmawiałem z uczestnikami bitwy pod Monte Cassino. Była wśród nich sanitariuszka, która opiekowała się słynnym niedźwiadkiem Wojtkiem. W tamtych latach często młodzi Polacy fałszowali metryki, aby dostać się do wojska, a gdy już byli na froncie, często umierali ze strachu, doświadczając niewyobrażalnego okropieństwa wojny.

To było nieprawdopodobne przeżycie, gdy spotykałem starsze osoby w mundurach galowych z orderami. Widać było ogromną klasę tych ludzi. W klubach polonijnych rozmawialiśmy o żołnierzach WP, których nie dopuszczono do udziału w defiladzie zwycięstwa po zakończeniu II wojny światowej, a polscy generałowie musieli pracowali jako kelnerzy, żeby się utrzymać. Mój wujek również walczył w barwach dywizjonu 308. Przeżył trzy strącenia, zginął przy czwartym.

Artysta powinien dostarczać emocje

Jaki utwór powstaje obecnie na Pańskiej partyturze?

– W Wielkiej Brytanii odbyłem wiele poruszających rozmów z naocznymi świadkami II wojny światowej. Dlatego m.in. w mojej twórczości jest wiele wątków patriotycznych. Niedawno napisałem kantatę „Niepodległość” do tekstów Cypriana Kamila Norwida i Mirosława Bochenka. Obecnie piszę utwór z okazji 70. rocznicy Powstania Warszawskiego do słów Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, którego prawykonanie odbędzie się w listopadzie w Edynburgu w Szkocji.

Oratoria, musical, kwartet smyczkowy, kolędy, utwory na fortepian i inne instrumenty, na wokalistów, chór, dowolną liczbę śpiewaków, wielką orkiestrę symfoniczną czy tańce polskie – takie kompozycje dowodzą ogromnej rozpiętości Pańskich horyzontów muzycznych. Czuje się Pan artystą renesansu?

– Są emocje, które łatwiej przekazać przy użyciu aparatu wykonawczego orkiestry symfonicznej, są takie, gdzie niezbędni są wokaliści, chór, sekcja rytmiczna, trombita czy kapela ludowa. W czasach, kiedy ludzie atakowani są różnymi silnymi bodźcami, także artysta powinien im dostarczyć emocji, dzięki którym mogą lepiej skupić się na muzyce.

Niezbadane bogactwo muzyki

Ostatnio pracuję silniej nad warsztatem pianistycznym. Gram więcej jazzu z sekcjami rytmicznymi. Pociąga mnie bardziej tzw. muzyka absolutna.

W instrumentarium, które Pan wykorzystuje, słychać głos Beskidów. Jest Pan ambasadorem góralszczyzny?

– Stroniłem kiedyś od folkloru. Dopiero kontakt z Józefem Brodą, znanym multiinstrumentalistą i budowniczym instrumentów ludowych, uświadomił mi niezbadane bogactwo muzyki i twórców pochodzących z Beskidów. Ludzie, którzy od wieków żyją blisko natury, mają niesamowitą mądrość i doświadczenie, które są przekazywane słuchaczom często w sposób dowcipny, atrakcyjny również dla młodego pokolenia. To bardzo cenne i ważne.

Dziękuję za rozmowę. Więcej informacji o Januszu Kohucie znajdziesz na jego autorskiej stronie www.jkohut.pl

Rozmawiał: Robert Kowal

Wszystko to, a nawet więcej znajdziecie na profilu witajbielsko.pl w Instagramie.

https://www.youtube.com/@januszkohut1

https://www.facebook.com/janusz.kohut/

Udostępnij
Lubię to 18
Nie lubię tego 0

2 komentarze

  1. Bielszczanka

    Bardzo mądre to podejście o „życiu na kolanach” i pokorze. Serdecznie pozdrawiam

    Odpowiedz
  2. Ivonne

    Brawo Panie Kompozytorze. Trzeba pisać i mówić głośno o Bielskich twórcach. Jest ich bardzo dużo i często są bardziej znani za granicą niż w swoim mieście.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *