Czego nie powiedziano w filmie „Śmierć wyspy”. Sprostowania i uzupełnienia – wstrząsające fakty

maj 8, 2023Hity z kina i TV, Miasto

Rajmund Pollak

Z pewnym opóźnieniem obejrzałem film pt. „Śmierć wyspy. Bielitz-Bialaer Sprachinsel”. Zacznę od zastrzeżeń odnośnie drugiej części tytułu, gdyż w okresie międzywojennym tutaj była Polska i oficjalnie nasze miasto nosiło nazwę Bielsko, a nie żadne Bielitz. Poza tym Biała stanowiła odrębny twór administracyjny zupełnie innego regionu, czyli Małopolski. Dopiero w 1951 komuniści, aby osłabić Małopolskę dokonali połączenia Bielska z Białą. O zbrodniach UB i NKWD po wkroczeniu okupacyjnej Armii Czerwonej stosunkowo niewiele powiedziano. Dlatego ośmielę się uzupełnić przekaz o relację bezpośredniego świadka i dokumenty z IPN.

Przed II wojną światową, a tym bardziej w czasie niemieckiej okupacji nawet hitlerowcy nie używali nazwy Bielitz-Biala. Błędne są również prezentowane w filmie teorie na temat podobnego stopnia zniemczenia w Białej oraz w Bielsku, gdyż w Białej było dużo więcej przejawów polskości. Większość Żydów w Białej mówiła po polsku, natomiast Żydzi w Bielsku aż do 1938 nawet oficjalnie deklarowali, że są Niemcami wyznania mojżeszowego.

Strzelali w plecy żołnierzom WP

Jedynie Jacek Proszyk przedstawił w filmie prześladowania polskojęzycznej biedoty żydowskiej przez niemieckich Żydów, właścicieli fabryk w Bielsku i w Białej. Inne osoby w filmie wypowiadały się o rzekomych prześladowaniach Niemców z Bielska przez wojewodę Grażyńskiego, co jest nadinterpretacją faktu, że polski wojewoda sprzeciwił się rozlewającej się od czasów zaboru austriackiego fali dyskryminacji Polaków z Bielska przez Niemców aryjskich i Niemców wyznania mojżeszowego.

Rdzenna Niemka, a także obywatele RFN mówili wprawdzie o działalności V kolumny we wrześniu 1939, ale nie ujawnili faktów, że zdrajcy niemieccy z V kolumny strzelali w plecy do wycofujących się żołnierzy Wojska Polskiego ani nawet nie wspomnieli, że niemieccy naziści przechowywali broń w schronisku na Stefance (obecnie Kozia Góra) jeszcze przed wrześniem 1939.

Padły z ekranu zarzuty, że w czasie okupacji hitlerowskiej nie było w tym regionie partyzantki i jako dowód jeden z konsultantów podał fakt, że Niemcy chodzili sobie na piwo na Szyndzielnię i nikt ich tam nie zabijał. To postkomunistyczne bujdy, bo na terenie Beskidów działała partyzantka AK pod dowództwem m.in. Henryka Flame, który miał wtedy pseudonim „Grot”.

W Bielsku mieszkali też członkowie wywiadu AK, których zadaniem była obserwacja niemieckich wojskowych transportów kolejowych i identyfikacja stacjonujących w mieście oddziałów Wehrmachtu. Fakt, że na Szyndzielni nie zabijano Niemców świadczy nie o braku partyzantki, ale o dobrej taktyce AK, bo nie chodziło wtedy przecież o ataki na turystów, lecz o eliminację hitlerowców. 

Prześladowania Polaków w Bielitz

W filmie słyszymy, że okupacja w Bielsku była rzekomo łagodna, bo działały kina, restauracje i kawiarnie. Dowiadujemy się też o jakoby działającym w czasie okupacji niemieckiej kinie „Wanda”. To jest błąd merytoryczny, bo kino o takiej nazwie powstało w Białej, a nie w Bielsku. Były takie kina, jak Rialto i Apollo, a w nienależących jeszcze wtedy do Bielska Mikuszowicach Śląskich działało maleńkie kino „Krokus”, o czym w filmie nie wspomniano. 

Pan Proszyk rzetelnie omówił tematykę volkslisty w trakcie okupacji hitlerowskiej, ale inne osoby po tym temacie się prześlizgnęły. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że w czasie niemieckiej okupacji była w Bielsku cała grupa mieszkańców, którzy volkslisty nigdy nie podpisali i byli z tego tytułu nieporównywalnie bardziej dyskryminowani niż Polacy mieszkający w Generalnej Guberni, którzy mogli posiadać własne zakłady rzemieślnicze oraz wykonywać prywatne usługi. Tymczasem w Bielsku odmowa podpisania volkslisty oznaczała utratę majątku oraz szans na rejestrację jakiejkolwiek działalności gospodarczej.

W filmie „Śmierć wyspy” cytowano twierdzenia Niemców o rzekomej dyskryminacji przez Polaków, ale nie dopuszczono do głosu rodzin tych mieszkańców Bielska, którzy doznali znacznie większych prześladowań ze strony Niemców. Przecież w czasach III Rzeszy w Bielitz funkcjonowało gestapo i mordowało zarówno Żydów, jak i Polaków. Fakt, że Niemcy żyli sobie tutaj jak pączki w maśle wcale nie oznacza, że okupacja Bielska była łagodniejsza od okupacji innych polskich miast.

Najbardziej spłycono w filmie temat nowej okupacji Bielska, jaką zafundowali nam Sowieci od lutego 1945 roku. W filmie pada nawet komunistyczne kłamstwo o „wyzwoleniu” Bielska.

Nowe zbrodnie w Auschwitz-Birkenau

Owszem, mowa o gwałtach zbiorowych żołnierzy Armii Czerwonej dokonywanych na Niemkach i jednej Polce, ale nie ma ani słowa o zbrodniach UB na patriotach z Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Pan Proszyk ujawnił wprawdzie fakt, że do UB wstępowali ochoczo volksdeutsche, a ktoś inny stwierdził, że volksdeutsche donosili na tych, którzy byli Niemcami, ale ani słowa o donoszeniu na Polaków, którzy byli w AK lub w NSZ.

W ogóle o zbrodniach UB i NKWD po wkroczeniu okupacyjnej Armii Czerwonej stosunkowo niewiele powiedziano. Dlatego ośmielę się uzupełnić przekaz o relację bezpośredniego świadka i dokumenty z IPN, o których w filmie nie wspomniano. Oficjalna historiografia dotycząca nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz głosiła przez wiele dziesięcioleci, że zbrodnie ludobójstwa dokonane w tym potwornym miejscu kaźni zakończyły się dzięki Armii Czerwonej, która wkroczyła do miasta Oświęcim 27 stycznia 1945 roku. Do dziś funkcjonuje stereotyp, że Armia Radziecka postawiła kres zbrodniom dokonywanym w Auschwitz-Birkenau. Przez całe dekady milczano na temat nowych zbrodni, jakich dopuściło się NKWD i podległy jej UB na terenach tego obozu zagłady już po tzw. wyzwoleniu.        

Dokumenty IPN dowodzą jednoznacznie, że powojenne obozy pracy w „wyzwolonej” Polsce tworzyło NKWD pod osłoną Armii Radzieckiej. Gdy w pierwszym kwartale 2013 roku zgłosił się do mnie pan Józef Jancza i stwierdził, że jego ojca zamordowano w Oświęcimiu-Brzezińce dnia 9 listopada 1945, aby pozyskać gospodarstwo rolne, a w 1946 wypędzono jego żonę wraz z sześciorgiem dzieci z ich własnego domu, to zapytałem: – Dlaczego z tym tematem przychodzi Pan akurat do mnie?

Odpowiedział: – Mój ociec był rolnikiem i pomagał partyzantom polskim w aprowizacji mimo, że sam podpisał volkslistę. Ale na nikogo nie donosił na gestapo ani potem na UB. Pan pisał artykuły o AK i NSZ, a oni też byli ofiarami NKWD i UB. – Dlaczego pana tato podpisał II grupę? – Bo bał się, że w przeciwnym razie hitlerowcy wyrzucą go z gospodarstwa i dzieci zginą z głodu, ale mimo tego nie był nigdy w wojsku niemieckim.

Józef Jancza-syn, fot. Rajmund Pollak

Barak śmierci w Oświęcimiu-Brzezińce

Wydawało mi się to zagmatwane, dlatego stwierdziłem, że zanim zdecyduję czy napiszę artykuł, chciałbym zobaczyć dokumenty. Starszy pan uśmiechnął się życzliwie i po tygodniu zadzwonił do mnie, oznajmiając, że zrobił już kserokopie, ale na spotkanie ze mną przyniesie też oryginały.

Otrzymałem plik dokumentów, które mnie bardzo zaciekawiły. Sprawa Józefa Jańczy zamęczonego 9 listopada 1945 roku w baraku śmierci w Oświęcimiu-Brzezińce już po „wyzwoleniu” przez Armię Radziecką ilustruje czasy przejścia z totalitaryzmu hitlerowskiego w totalitaryzm sowiecki. Nie zdawałem sobie dotychczas sprawy, że NKWD i UB dokonywały zbrodni na terenie tego samego obozu zagłady. Rosjanie z NKWD nie palili wprawdzie zwłok w krematoriach, ale mordowali niewinnych ludzi z podobnym do hitlerowców zapałem.

Józef Jancza prezentuje dokumenty, fot. Rajmund Pollak

W takich sprawach oprócz relacji naocznych świadków trzeba dodatkowo opierać się na dokumentach, a zatem zacytuję fragmenty postanowienia Instytutu Pamięci Narodowej o sygn. S 24/05/Zk z 22 sierpnia 2012 roku opracowane przez prokuratora Wojciecha Pardyaka z IPN w Krakowie.

…17 stycznia 2005 roku Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie otrzymała pisemne zawiadomienie Józefa Janczy o zbrodniach popełnionych na osobach osadzonych w powojennym obozie pracy, zlokalizowanym na terenie dawnego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Jednym z osadzonych był jego ojciec Józef Jancza (…). Józef Jancza – obywatel polski, po zakończeniu działań wojennych został zatrzymany bez powodu przez bliżej nieznanych funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa i ostatecznie osadzony w obozie w Oświęcimiu (…). Zginął w tym obozie w dniu 9 listopada 1945 roku. Informacja o jego zgonie zamieszczona jest w księdze zgonów obozu w Oświęcimiu, gdzie jako przyczynę wskazano niedomogę mięśnia sercowego. Taka sama przyczyna zgonu wskazywana była także w wielu innych przypadkach więźniów obozu, co świadczy o niewiarygodności takich wpisów, zwłaszcza, że ojciec zawiadamiającego był mężczyzną zdrowym i w pełni sił. Z zebranych i przekazanych przez świadka informacji wynikało także, iż taki los spotkał wielu innych więźniów obozu, którzy przed śmiercią dodatkowo byli bici i głodzeni po uprzednim pozbawieniu ich jakichkolwiek praw i majątków. Do tej pory nie ustalono też miejsca pochówku więźniów obozu pracy w Oświęcimiu.

Fotokopia fragmentu pierwszej strony postanowienia prokuratora IPN, fot. Rajmund Pollak

W tym stanie rzeczy 6 czerwca 2005 roku wszczęto w niniejszej sprawie śledztwo, w toku  którego ustalono, że „obóz koncentracyjny w Oświęcimiu-Brzezince został zajęty przez Armię Czerwoną 27 stycznia 1945 roku […]. Po wyzwoleniu został przejęty przez NKWD i zorganizowano w nim obóz przejściowy dla jeńców wojennych, ludności autochtonicznej (Niemców i Polaków). Oświęcim stanowił jeden z wielu obozów tworzących sieć miejsc odosobnień dla podejrzanych przez NKWD na terenie Górnego Śląska, stworzony z wykorzystaniem poniemieckiej infrastruktury. Należy tu nadmienić, że fakt wykorzystania po wojnie obiektów po byłym KL Auschwitz nie był przypadkiem odosobnionym […]. W latach 1945-1946 na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz i byłego obozu Birkenau NKWD zorganizowało obóz przejściowy […]. Funkcjonował on jako łagier nr 22. Drugi, określony jako łagier nr 78 urządzono na terenie byłego obozu Birkenau od kwietnia-maja 1945 do marca 1946 i osadzono w nim niemieckich jeńców wojennych oraz osoby cywilne internowane z Górnego Śląska i Podbeskidzia. Byli to Niemcy oraz obywatele polscy, którzy w czasie wojny zgłosili swą przynależność do narodowości niemieckiej, podpisując tzw. volkslisty. Nadto w obozie umieszczano osoby podejrzane o przynależność do organizacji faszystowskich i innych podejrzanych o nielojalność wobec państwa polskiego lub wrogi stosunek do ówczesnej rzeczywistości. W wymienionych obozach przebywały również inne osoby narodowości polskiej, niemieckiej, austriackiej i ukraińskiej…”.

Terror pod osłoną rosyjskich bagnetów

Warto zaznaczyć, że pod zarzutem „wrogości wobec państwa polskiego” internowano lub uwięziono rolników zarówno niemieckich, jak i polskich, którzy byli przeciwni kolektywizacji oraz Polaków przeciwnych komunizmowi wprowadzanemu pod osłoną rosyjskich bagnetów, a zwłaszcza patriotów przeciwstawiających się terrorowi NKWD i UB. Pod zarzutem „przynależności do organizacji faszystowskich” zamykano m.in. członków AK i żołnierzy NSZ.

W styczniu 1945 roku NKWD wydał rozkaz, w myśl którego Sowieci mieli prawo oczyszczać zaplecze frontu ze wszystkich nieprzychylnych sobie sił. Chodziło tutaj głównie o polskie podziemie zbrojne. W tym celu zaczęto tworzyć miejsca odosobnienia, obozy NKWD na ziemiach polskich. Po wkroczeniu Armii Radzieckiej do Polski można było trafić do obozu m.in. dlatego, że ktoś z rodziny został uznany za Niemca albo działał w partyzantce AK lub Narodowych Siłach Zbrojnych.

Istotne jest również do jakich prac Rosjanie wykorzystywali więźniów ze zidentyfikowanych przez IPN łagrów nr 22 i nr 78 w Oświęcimiu-Brzezince. Na stronie dziewiątej tego samego dokumentu napisano m.in.:

„Szacuje się, że przez cały okres istnienia wym. obozów przez te miejsca przeszło ok. 25 tys. osób. Do późnego lata względnie jesieni 1945 dużą część więźniów zatrudniano przy demontażu i załadunku do wagonów kolejowych instalacji technicznych byłej fabryki koncernu niemieckiego IG Farbenindustrie w Oświęcimiu Dworach, które wywieziono do ZSRR. Liczbę ofiar obozu pracy trudno dokładnie oszacować z powodu braku stosownej dokumentacji…”.

Okradali tereny rdzennie polskie

Czyli „wyzwoleńcza” Armia Radziecka nie tylko mordowała niewinnych ludzi, ale systemowo okradała tereny rdzennie polskie z majątku i instalacji przemysłowych, w dodatku wykorzystując więźniów do niewolniczej pracy przy demontażu ocalałych z pożogi wojennej fabryk. Całe pociągi z kompletami instalacji przemysłowych kierowano w głąb ZSRR, bo Polskę traktowano jako teren zdobyczny, przeznaczony do rabunku.

Nowi okupanci z gwiazdami na czapkach nie mieli żadnych skrupułów. Ich podwładni z UB czuli się bezkarni, gdyż chroniła ich Armia Czerwona. Interesująca jest analiza prawna IPN (str. 4 i 5 postanowienia):

„Z dokumentów formalno-prawnych podstawowym jest okólnik nr 42(5) wydany przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego Departament Więziennictwa i Obozów z dnia 25 kwietnia 1945 roku tworzący sieć więzień karnych, wojewódzkich obozów centralnych, w tym centralny Obóz Pracy w Jaworznie, któremu jako filia tego obozu podlegał Obóz Pracy w Oświęcimiu. Bezpośredni na szczeblu wojewódzkim nadzór nad tym obozem sprawował Wydział Więziennictwa i Obozów Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie…”.

Ujawnienie faktu, że łagier nr 78 w Oświęcimiu-Brzezince podlegał potem formalnie komendantowi COP Jaworzno poszerza naszą wiedzę odnośnie zbrodni NKWD i UB. Tak jak w niemieckich obozach koncentracyjnych, w Centralnych Obozach Pracy istniała funkcja kapo, których nazywano „gońcami” lub „blokowymi”. 

Zmarła w wyniku zbiorowego gwałtu  

Świadek zbrodni NKWD Marta Nycz miała zaledwie 17 lat, gdy zatrzymano ją 18 kwietnia 1945 roku podczas obławy Urzędu Bezpieczeństwa, a po kilku dniach aresztu w Mikuszowicach przewieziono do Oświęcimia. Opowiadała o zbiorowych gwałtach żołdaków sowieckich. Jedną z ofiar takich zbrodni była kobieta, która zmarła w wyniku gwałtu siedmiu czerwonoarmiejców!

Zmarłych grzebano w mieście Oświęcimiu i bliżej nieokreślonym miejscu nad Sołą. Świadek Marta Nycz cudem przeżyła pobyt w obozie, gdyż pewnego dnia została wybrana do pracy poza obozem, a potem przez przypadek wpisano ją na listę zmarłych.  

Postępowanie IPN ustaliło ponadto:

„Stosunkowo liczną grupę obozu pracy w Oświęcimiu stanowiły osoby wywodzące się z Hałcnowa, miejscowości, która obecnie stanowi część miasta Bielsko-Biała. Większość osób zamieszkujących Hałcnów i okolice miała korzenie niemieckie, austriackie, holenderskie, ale była obywatelami polskimi. Mówiły one również po niemiecku i duża liczba podpisała w okresie okupacji tzw. volkslistę. Była to także stosunkowo zamożna część społeczeństwa, posiadająca własne domy, gospodarstwa, itp. […]. Józef Jancza opisuje jak doszło do aresztowania jego ojca, można zasadnie uznać, że podobny mechanizm był stosowany także w innych przypadkach. Było to aresztowanie jak określa świadek „ze wskazaniem”. Wiosną 1945 po wyzwoleniu pod dom przybyli funkcjonariusze UB lub NKWD lub mieszane grupy z obu formacji wraz z osobą cywilną, która mogła lub chciała zająć konkretny dom lub gospodarstwo. Wówczas osoby mieszkające w tym domu też były aresztowane, a na ich miejsce wprowadzał się nowy gospodarz. Tak też się stało w przypadku Józefa Janczy, który po aresztowaniu umieszczony był w obozie w Mikuszowicach, a potem przetransportowany do Oświęcimia. Tam odwiedzała go kilkakrotnie żona Zuzanna i podawała przez druty kolczaste żywność […]. Przeprowadzone śledztwo w oparciu o zeznania świadka Marty Nycz pozwoliło na ustalenie okoliczności śmierci Józefa Janczy, której przyczyn należy doszukiwać się w dramatycznych warunkach bytowych obozu, zwłaszcza wszechobecnym głodzie, który w połączeniu z reżimem obozowym, pracą ponad siły doprowadzał wielu niejednokrotnie zdrowych i młodych ludzi do śmierci. Józef Jancza dodał także, że w obozie znajdował się tzw. barak śmierci, do którego przenoszono umierających i słabych, gdzie dożywali swoich dni bez opieki i pomocy medycznej. Istnienie takiego baraku w pełni potwierdza kluczowy świadek w niniejszym postępowaniu – Marta Nycz”*

Postanowienie o umorzeniu śledztwa z dnia 22 sierpnia 2012 kończy zdanie:

„…wobec wyczerpania możliwości wykrycia potencjalnych sprawców opisanych przestępstw postanowiono umorzyć śledztwo na zasadzie art. 322 kpk tj. wobec niewykrycia sprawców przestępstw”. Dopiero po przeczytaniu tego zdania zrozumiałem dlaczego Rosjanie wywieźli większość dokumentacji dotyczącej obozu zagłady w Auschwitz-Birkenau do ZSRR już po „wyzwoleniu” tego obozu koncentracyjnego.

Przykład skrajnego bezprawia

Tragedię Józefa Janczy zapoczątkowało zarządzenie prokuratora Sądu Karnego w Krakowie z 21 sierpnia 1945 o przymusowym odosobnieniu. Perfidii temu postepowaniu dodaje to, że w dokumentach bezpieki wyraźnie zaznaczono, że „nie służył w wojsku”, a zatem jedynym uzasadnieniem osadzenia był fakt podpisania volkslisty. W czasie przesłuchania w Oświęcimiu śledczy skrupulatnie zanotowali, że jest on właścicielem domu murowanego i siedmiu morgów gruntu w Hałcnowie. Nie wzruszył ich fakt, że uwięzili ojca sześciorga dzieci w wieku od 9 do 14 lat.

Śmierć Józefa Janczy nastąpiła po zaledwie kilkumiesięcznym okresie uwięzienia, bo już 9 listopada 1945 roku. Zaświadczenie z wydziału VII ksiąg wieczystych potwierdza, że Józef Jancza był właścicielem gospodarstwa rolnego od 29 sierpnia 1933 roku, natomiast rodzinę Joncza pozbawiono tej własności 18 listopada 1946, czyli już po śmierci właściciela. Jest to przykład skrajnego bezprawia, bo dziedziczące majątek dzieci nigdy nie podpisały volkslisty.

Co więcej, wszyscy czuli się Polakami i nie wyjechali do Niemiec mimo, że mogli to uczynić.

Aby nie było żadnych wątpliwości, przedstawiam fotokopię oryginalnego dokumentu Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu o przyczynach śmierci niektórych więźniów. Widać wyraźnie, że lekarz obozowy najczęściej rozpoznawał niedomaganie serca jako przyczynę zgonu.

Kopia dokumentu Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu o przyczynach śmierci niektórych więźniów, fot. Rajmund Pollak

Pan Józef Jancza w dowód przywiązania do Polski przekazał mi kopie swojej książeczki wojskowej oraz jego braci.

Bracia Janczy służyli po wojnie w Wojsku Polskim, fot. Rajmund Pollak

Rajmund Pollak

* Postanowienie Instytutu Pamięci Narodowej o sygn. S 24/05/Zk z 22 sierpnia 2012 roku opracowane przez prokuratora Wojciecha Pardyaka z IPN w Krakowie

O filmie „Śmierć wyspy” pisaliśmy szczegółowo w artykule Szok w kinie Helios. „Śmierć wyspy”: takiej premiery nie miały nawet arcydzieła!

Udostępnij
Lubię to 10
Nie lubię tego 1

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *