Rajmund Pollak
Na afiszach, w mediach i w „Pełnej kulturze” zapowiadano galowy koncert jazzowy z okazji 35-lecia istnienia Bielskiego Centrum Kultury. Każdy kto wykupił bilet za 100 zł chciał wysłuchać i obejrzeć na scenie takie sławy, jak skrzypek Krzysztof Maciejowski, soliści Katarzyna Moś, Beata Przybytek, Iwona Loranc, Beata Bednarz, Ela Tanistra, Maja Golec oraz Jarosław Krużołek, basista Robert Szewczuga i perkusista Krzysztof Dziedzic. Tymczasem scenę opanowali politycy. Nie dość, że zabrali artystom wiele czasu, to nie zapłacili za bilet.
Każdy kto wydał ciężko zapracowaną stówkę spodziewał się gali koncertowej, ale okazało się, że na występy prawdziwych artystów przyjdzie czekać ponad godzinę, bo lokalni politycy i samorządowcy potraktowali scenę BCK jak teren kampanii wyborczej oraz prezentacji swoich strojów i makijaży.
Co do jasnej jest grane?
Na scenę wchodziły kolejne gwiazdy polityki lokalnej z bukietami dla nowej pani dyrektor, która ich zaprosiła jako „gości specjalnych”. Padały piękne słowa, ale nie było owacji publiczności na stojąco, bo większość widzów zapłaciła po 100 zł nie za oglądanie i słuchanie polityków, lecz za koncert pt. „Maria i cały ten jazz”.
Posłanki Mirosława Nykiel i Małgorzata Pępek nie mają tak pięknych głosów, jak Katarzyna Moś czy Beata Przybytek, natomiast poseł Przemysław Drabek nie posiada tak dynamicznego dźwięku swoich strun głosowych, jak Jarosław Krużołek. Z kolei minister Stanisław Szwed nie może się równać z basistą Robertem Szewczugą, a poseł Mirosław Suchoń choćby nie wiem jakby się starał, nie zastąpi na scenie perkusisty Krzysztofa Dziedzica.
Przewodnicząca Rady Miejskiej Dorota Piegzik-Izydroczyk nie zaśpiewa z takim wdziękiem, jak Maja Golec, natomiast prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski nie zagra na skrzypcach tak pięknie, jak zawodowiec Krzysztof Maciejowski. Dlatego większość widzów po pół godzinie tej scenicznej maskarady pytała samych siebie: Co tu do jasnej niewiadomej jest grane? Gdy minęła godzina tej scenicznej parady polityków, niektórzy mniej cierpliwi pytali siedzących obok: Za co właściwie BCK wziął od nich po 100 zł?
50 zł nam się należy!
Jako z natury dociekliwy widz zapytałem kompetentnych pracowników BCK, czy posłowie na Sejm też wykupili bilety na koncert za 100 zł. – Cóż to za dziwne pytanie? – usłyszałem w odpowiedzi. – Przecież oni byli gośćmi specjalnymi naszej pani dyrektor i nie musieli płacić, skoro sami też występowali na scenie.
Poprosiłem o listę tych gości specjalnych, ale okazało się, że ten prawie poufny dokument ma tylko pani dyrektor, która poszła na urlop do końca marca 2023. Po zakończeniu autoreklamy w wykonaniu lokalnych gwiazd sceny politycznej rozpoczął się wreszcie właściwy koncert. Po występach oficjele byli tak zadowoleni z samych siebie, że wypili po lampce szampana.
Myślę, że diety poselskie muszą być faktycznie marne, jeśli pań posłanek i panów posłów nie stać na zapłacenie stówy za bilet na koncert w BCK. Proporcja między tzw. częścią oficjalną a właściwym koncertem była jak pół na pół, a zatem poważnie się zastanawiam, czy dyrekcja BCK odda po 50 zł tym wszystkim naiwnym, którzy zapłacili 100 zł za to, że na scenie przez długi czas występowały zupełnie inne gwiazdy z zupełnie innej bajki niż „cały ten jazz”?
Rajmund Pollak
Na zdjęciu: Rajmund Pollak podczas premiery swojej książki „Polacy wyklęci z FSM„
0 komentarzy