Istnieje dość powszechny pogląd, że w polityce nie ma przyjaciół. Są jedynie interesy, które w taki czy inny sposób inicjują wszelkiego rodzaju partnerstwa czy sojusze. Wydawałoby się więc analogiczne, że w polityce nie ma również wrogów. Cóż, z tym bywa różnie, ale z pewnością dobry polityk będzie tak zarządzał swoimi decyzjami, aby wrogów nie mieć. Musi też rozumieć, że decyzje kierowane przeciwko jego intencjom są jedynie grą nakierowaną na jakiś inny cel niż jego własny. W takiej grze nie zawsze wygrywa silniejszy. Często liczy się pokora i cierpliwość.
Myślę, że to jedne z ważniejszych cech dobrego polityka. Obie są najlepszym zabezpieczeniem przed własnymi błędami i słabościami. Dobry polityk powinien działać strategicznie i uwzględniać, w tym również wykorzystywać błędy czy słabości przeciwnika. Ostatecznie na tym ta gra polega. W dzisiejszych czasach jednak jest problem wynikający z dwóch bardzo istotnych zjawisk społecznych, tj. mediotyzm i medioza.
Oba są pewną formą uzależnienia od mediów. Zjawiska te doprowadzają do pewnego wypaczania rzeczywistości. Można wykreować komuś tzw. gębę, nadać cechy, których nie ma lub rozdmuchać drobne błędy czy słabości do gigantycznych rozmiarów. Ludzie, a w tym również politycy, nie zawsze poznają osobiście kreowane w mediach osobowości, zwłaszcza politycznych przeciwników, a to skutecznie uniemożliwia realizację podstawowej idei zwycięstwa, czyli „zanim podejmiesz walkę, poznaj swojego wroga”.
Jest więc w pełni uzasadnione stwierdzenie, że polityka to nic innego, jak umiejętność zarządzania słabymi i mocnymi stronami przeciwników. Wiedza na ich temat to jednak tylko połowa sukcesu, druga to umiejętność ich wykorzystywania. Wniosek jest również taki, że im mniej o nas wiedzą, tym dla nas lepiej lub niech myślą to, co chcemy. To bywa złudne i ostatecznie nieosiągalne.
Grzegorz Puda Autor jest ministrem funduszy i polityki regionalnej, bielszczanin
Od kilkudziesięciu lat prowadzę w całym kraju badania na tzw. wykrywaczu kłamstw na wniosek sądów, prokuratur i osób fizycznych. Pisały o tym gazety centralne i lokalne, wielokrotnie brałem udział w audycjach w popularnych stacjach telewizyjnych. Sprawę aktualnego wiceprezydenta Bielska-Białej znam z prasy. Na wniosek zainteresowanych stron chętnie podejmę się badań wariograficznych celem dostarczenia ważnego dowodu procesowego.
Badanie wariograficzne (poligraficzne) jest jedną z metod pracy wykrywczej, którą zajmuje się kryminalistyka. Medialnie przyjęto, że jest to tzw. wykrywacz kłamstw. Należy w tym miejscu wyjaśnić, że kłamstwem naukowo zajmuje się głównie psychologia, a nie kryminalistyka.
Testy milczących odpowiedzi
Jak wiemy, kryminalistyka w szerokim tego słowa znaczeniu zajmuje się „śladami” mającymi związek z przestępstwem. W tym przypadku są to ślady pamięcioweczynu karalnego zakodowane w systemie nerwowym osoby podejrzewanej (podejrzanej) lub uwikłanej w określone przestępcze zdarzenie, świadczące o jej aktywnym uczestnictwie.
Metoda ta pozwala na uzyskanie informacji niezbędnych do rozwiązania sprawy, których szybkie zdobycie przy pomocy innych środków jest bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. Ślady te nie są bezpośrednio obserwowalne. Można je ujawnić i utrwalić tylko w drodze pomiaru zmian psychofizjologicznych zachodzących w organizmie uczestnika zdarzenia przy zastosowaniu wspomnianego urządzenia i opracowanych przez specjalistę stosownych pytań testowych, na które badany odpowiada krótko „tak” lub „nie”.
Należy dodać, że można również zastosować testy tzw. milczących odpowiedzi, gdzie badany tylko słucha zadawanych mu pytań. Warunkiem podstawowym, aby przeprowadzić takie badania jest uzyskanie pisemnej zgody od kandydata do takich czynności. Uzyskane wyniki w sprawach karnych stanowią jeden z dowodów procesowych, który posiada taką samą wartość, jak inne zebrane dowody kryminalistyczne.
Wskazany został sprawca
Oceniając wieloletni dorobek polskich specjalistów w stosowaniu opisanej wyżej metody, można jednoznacznie stwierdzić, że zdaje ona egzamin, przynosząc wiele wymiernych korzyści dla organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości oraz całego społeczeństwa. Mówią o tym przykłady wielu procesów karnych, w których wykorzystywano ten środek pracy wykrywczej.
Mogę tu posłużyć się przykładem sprawy opisanej w Angorze w lutym 2002 w artykule pt. „Nie zabili a siedzieli”. W postępowaniu karnym 16-latka przyznała się do udziału w zabójstwie księdza, a po badaniach poligraficznych zarówno ona, jak i cztery osoby przez nią pomówione zostały „oczyszczone” z zarzutów i po półrocznym pobycie w areszcie zwolnione. Natomiast został wskazany faktyczny sprawca, brat dziewczyny.
Inny przykład to proces byłego policjanta Marka G., oskarżonego o zabójstwo żony w lipcu 2012, opisany w „Faktach” w grudniu 2018 w artykule pt. „Biegli zeznają w procesie policjanta”. W tej sprawie Sąd Okręgowy w Katowicach dopuścił wyniki z badań wariograficznych i na podstawie całego zebranego materiału dowodowego skazał oskarżonego na karę 15 lat pozbawienia wolności. W wyniku apelacji podwyższono karę do 25 lat pozbawienia wolności, pomimo, iż dotychczas nie odnaleziono ciała ofiary.
Miejsce ukrycia zwłok
W artykule pt. „Były sędzia przed sądem” zamieszczonym w „Ekspresie Wieczornym” w marcu 1997 opisano sprawę uprowadzenia nieletniego Olka Ruminkiewicza. W wyniku badań biegły stwierdził nie tylko, że oskarżony dopuścił się zbrodni zabójstwa, ale wskazał miejsce (rejon) ukrycia zwłok chłopca. Zabójca, nota bene prawnik, został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Proces szczegółowo relacjonowały media. Prowadzący sprawę prokurator po zakończeniu procesu przesłał mi pismo, w którym stwierdził, że „publikacje te wiernie odzwierciedlają wagę przeprowadzonych przez Pana badań i ich znaczenie dla wyjaśnienia okoliczności dokonania tej zbrodni”.
W ciągu kilkudziesięciu lat w całym kraju przeprowadziłem setki podobnych badań na wniosek sądów, prokuratur i innych uczestników postępowania. Wiele z nich zostało opisanych w prasie centralnej i lokalnej. Eksperymenty z moim udziałem potwierdzające przydatność „wykrywacza kłamstw” w poszukiwaniu prawdy obiektywnej przeprowadzono na antenach popularnych stacji telewizyjnych i radiowych.
Podczas rozmowy w cztery oczy
Moje badania okazały się ważne do rozwiązania zagadek długo niewyjaśnionych zabójstw. Brałem udział także w śledztwie w sprawie fałszowania wyborów w Wałbrzychu, badałem znanych polityków, m.in. Bogdana Zdrojewskiego, Janusza Palikota czy Krzysztofa Kwiatkowskiego – na zamówienie mediów.
Jedną z ciekawych spraw z moim udziałem w województwie śląskim było badanie częstochowskiego dziennikarza, któremu miał grozić wiceprezydent Częstochowy podczas rozmowy w cztery oczy. Pan redaktor poddał się badaniu wariografem, a osoby, które są ciekawe wyniku odsyłam do lokalnej prasy, która relacjonowała tę historię.
Sprawę bielskich urzędników, w tym aktualnego wiceprezydenta Bielska-Białej, któremu prokuratura postawiła zarzut niedopełnienia obowiązków w związku z wyburzeniem budynku należącego do miasta, zawieszając go w czynnościach służbowych, znam z prasy. Na wniosek zainteresowanych stron chętnie podejmę się badań wariograficznych celem dostarczenia ważnego dowodu procesowego.
Jacek Bieńkuński www.wariograf.pl
Autor jest wieloletnim ekspertem psychofizjologicznych badań poligraficznych
Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej Bielska-Białej poinformowano, że radny Konrad Łoś złożył w ostatnim czasie 19 interpelacji. Radny jest prawnikiem, czyli osobą, dla której sprawne posługiwanie się językiem ojczystym jest koniecznością. Jego interpelacje wyróżniają się kwiecistą narracją, nie mieszcząc się często w granicach potocznej polszczyzny stosowanej w urzędach.
Prezydent Bielska-Białej nie odniósł się do żadnej z kilkudziesięciu interpelacji złożonych przez radnych. Podziękował tylko Konradowi Łosiowi za ogrom pracy i kwiecistość tytułów interpelacji. To, zdaniem Jarosława Klimaszewskiego, duży talent i być może ktoś, doceniając umiejętności lingwistyczne radnego, powinien zgłosić jego kandydaturę do nagrody Ikara. Urzędnicy siedzący w pobliżu prezydenta przyjęli tę deklarację z uśmiechem.
Kultura wypowiedzi i sztuka retoryki
Ikar, nagroda Prezydenta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki, przyznawany jest za szczególne osiągnięcia kulturalne w roku kalendarzowym oraz za wybitną działalność w dziedzinie kultury i sztuki – czytam w regulaminie. Mogą go otrzymać artyści tworzący w różnych dziedzinach sztuki, pracownicy instytucji kultury za działalność artystyczną i kulturalną, pracownicy innych jednostek organizacyjnych prowadzących lub podejmujących przedsięwzięcia artystyczno-kulturalne na terenie Bielska-Białej. Możliwe są także wyróżnienia specjalne.
Nagroda dotyczy osiągnięć m.in. w takich dziedzinach, jak teatr, sztuki plastyczne i fotografia, muzyka, literatura, film, architektura, ochrona zabytków oraz upowszechnianie kultury i sztuki. Organizator nie zamknął tego katalogu, co może oznaczać, że mógłby zostać poszerzony o osiągnięcia w innych dziedzinach – np. z zakresu kultury wypowiedzi i sztuki retoryki. Kultura słowa jest elementem kultury narodowej.
Deklaracja pana prezydenta może być zapowiedzią niespodzianki podczas rozdania przyszłorocznych Ikarów. Trudno się przecież spodziewać, aby jego sugestia na sesji była kpiną czy żartem kosztem radnego. Starsi Czytelnicy zapewne pamiętają kąśliwe uwagi poprzedniego prezydenta pod adresem przedstawicielek opozycji (Grażyna Staniszewska, a później Małgorzata Zarębska). Naśladownictwo jest na pewno niesmaczne, a może okazać się też ryzykowne pod względem politycznym.
Obniżanie rangi nagrody?
Członkini kapituły Ikarów radna Małgorzata Zarębska, z którą o tej sprawie rozmawiałem, wątpi, czy możliwa jest nagroda za sukcesy lingwistyczne, ale kandydaturę zawsze można zgłosić. Kapituła jest od tego, aby przyjąć zgłoszenie, uzgodnić nominacje i przedstawić jej prezydentowi miasta, do którego należy ostateczna decyzja komu przyznać nagrodę. Osobiście jednak nie oddałaby głosu za kandydaturą Konrada Łosia. Funkcją radnego jest sygnalizowanie problemów i sposobów ich rozwiązania, a nie ładne gadanie o problemach.
Radny Łoś także dystansuje się od sprawy, gdy pytam, jak odbiera taki sposób prowadzenia dyskusji na sesji. – Nie przywiązuję większej wagi do tego typu pozamerytorycznych wypowiedzi Pana Prezydenta. To raczej takie didaskalia, choć pewnie z założenia wypowiedź miała być czymś w rodzaju bon motu – przyznaje radny. – Jej wydźwięk może być różnie interpretowany. Także jako obniżający rangę tej – jak sądzę – prestiżowej nagrody nota bene Prezydenta Miasta. Choć takiej intencji nie przypisuję Panu Prezydentowi – dodaje.
Gdy na koniec zadaję pytanie, na jaką nagrodę zasługuje prezydent miasta, odpiera, że należy je skierować do bielszczan, którzy de facto zatrudniają tak prezydenta, jak i radnych. W wolnym tłumaczeniu oznacza to, że odpowiedź poznamy przy urnach wyborczych. Powściągliwość wszystkim może wyjść na dobre.
Canning Stock Route, Australia Zachodnia. Najtrudniejszy szlak offroadowy na świecie liczący ponad 2 000 km.
Z dziennika podróży: Jezioro Rozczarowanie jest jak ścięte lodem Śniardwy. Tyle, że po horyzont tylko sól, kilkunastomilimetrowa jej warstwa. Fatamorgana. Moment nieuwagi miedzy studniami nr 18 i 19 i pakujemy się wprost w objęcia błotnistego, częściowo wyschniętego jeziora. Teraz już tylko – gaz do dechy, byle przeskoczyć grząski teren i znaleźć się na suchym! Stary, ale jakże jary land cruiser (FJ 40, 1976) niemal unosi nas w powietrzu, ledwo panuję nad kierownicą. Przejeżdżamy. Zabrakło jednak czasu na nadanie radiem CB ostrzeżenia. Spini i Dingo po chwili zakopują się w błocie po osie. Silnik ich auta wyje jak bestia – pogrążają się. Pierwsze suche miejsce oddalone jest od zakopanej toyoty o około 90 m. Czy wystarczy nam lin? Jest ich prawie na styk. Oto cywilizacja XXI wieku w uścisku Małej Pustyni Piaszczystej.
Co mi dała wyprawa, której czas zastygł jakieś 20 lat temu? No właśnie, czy zastygł? Nie bardzo, skoro wskrzesza emocje podobne tym sprzed dwóch dekad. Te kilkanaście dni w bardzo trudnym, ale możliwym do przeżycia terenie – w perspektywie czasu – pozwoliły mi zrozumieć, że tak naprawdę jesteśmy tylko ssakami, że ta nasza cywilizacja jestmocno przeszacowana, że aż tli się od niemocy, że się sama zapala, że stajemy się nieszczęśliwi nie z braku, tylko z nadmiaru dóbr wszelakich. Tam na pustyni, na obszarach odległych od jakichkolwiek skupisk ludzkich o wiele setek kilometrów, najbardziej liczy się towarzystwo człowieka, łyk wody i łyżka jakiejkolwiek strawy. I jeszcze to, że otaczający mnie tam świat ma niezwykłą moc wskrzeszania sił i że ułatwia zrozumienie świata poprzez swą jedność! A ma tę moc, bo jest przez człowieka zaledwie muśnięty…
Marek Tomalik
Autor jest podróżnikiem, dziennikarzem prasowym i radiowym, z wykształcenia geolog, bielszczanin. Pasjonat i znawca Australii, do której jeździ systematycznie od 1989 roku. Organizuje wyprawy w Outback (www.wsednosprawy.pl). Twórca i organizator 23 edycji Festiwalu Podróżników „Trzy Żywioły” oraz wielu innych imprez artystycznych. Menadżer zespołów rockowych. Pisze o podróżach i muzyce. Stały współpracownik National Geographic i Jazz Forum. Autor książek o podróżach. Przez 15 lat prowadził w Radiu Kraków program podróżników „Globtroter”, przez kilka miał stałą rubrykę w Przekroju „Nastaw uszu”. Zasiadał w jury Travelerów – prestiżowych nagród przyznawanych przez National Geographic. Prowadził obrady kapituły Trzech Żywiołów. Dwukrotny laureat Kolosów. Obecnie ma swoją audycję podróżniczą w RMF Classic (Jasna Strona Świata). Australia to jego „miejsce na ziemi”, zawsze jednak wraca w Beskidy. Autor trzech książek o piątym kontynencie: „Australia, moja miłość”, „Lady Australia” i „Australia, gdzie kwiaty rodzą się z ognia”, bielszczanin.
Gdyby jakiekolwiek państwo w Ameryce Północnej posiadało najstarszy na świecie i najdłuższy tor saneczkarski, byłby on reklamowaną w mediach wizytówką miejscowości, w której się znajduje. W USA każde miasto, gdzie jest drużyna koszykówki chełpi się swoją halą sportową, w której jest uprawiana ta dyscyplina sportu. W Bielsku-Białej jest inaczej, bo zezwala się na barbarzyńską dewastację zabytku sportowego klasy zerowej.
Sława koszykarzy NBA jest ściśle związana z miastem i halą, gdzie te gwiazdy występują. W Kanadzie każde sztuczne lodowisko, na którym rozgrywane są zawody hokejowe NHL ma rangę sportowego skarbu narodowego. Najbardziej znani hokeiści, gdy wymienia się w mediach ich nazwiska, zawsze podają równocześnie nazwę drużyny, nazwę hali i miasta, gdzie na co dzień grają. Zatem każda gwiazda NHL jest przyporządkowana do konkretnej hali lodowiskowej i do konkretnej miejscowości.
Barbarzyńska dewastacja zabytku
Przed II wojną światową i wiele lat po jej zakończeniu Bielsko, a potem Bielsko-Biała były sławne na cały świat z dwóch powodów: bielskiej wełny i najstarszego na świecie toru saneczkowego ze Stefanki na Błonia. Potem mówiono o torze z Koziej Góry na Błonia, a nazwa Stefanka pozostała już tylko przy określaniu zabytkowego schroniska.
Tor saneczkowy w Mikuszowicach Śląskich był dla Bielska-Białej tym, czym była i jest nadal dla Paryża wieża Eiffla. W różnych tytułach prasowych i internetowych napisałem szereg artykułów zarówno na temat historii saneczkarstwa w Bielsku i Bielsku-Białej, jak i o barbarzyńskiej dewastacji zabytku sportowego klasy zerowej, jakim był nasz wspaniały tor saneczkowy. Komu ten tor przeszkadzał?
Najwyraźniej kolejnym władzom miasta, bo o naturalny tor saneczkowy trzeba zadbać. To nie są duże koszty – taka wycinka chwastów czy usuwanie z toru saneczkowego połamanych gałęzi, a czasem i drzew wydartych przez wiatr razem z korzeniami albo trafionych piorunem.
Niszcząca moda na kominki
Konserwacji i napraw wymagały po każdej zimie łuki toru, zwane potocznie „bandami”. Dopóki żył słynny leśniczy Jęrzak, jego podwładni robili to wszystko w ramach comiesięcznych wynagrodzeń z tytułu utrzymania porządku w całym Cygańskim Lesie i nikt nie narzekał na dodatkowe obowiązki związane z utrzymaniem naturalnego toru saneczkowego.
Tragedią dla toru był stan wojenny w 1981 roku i…. moda na kominki. Pierwszymi złodziejami okradającymi tor byli funkcjonariusze SB, którzy pod przykrywką poszukiwania sił antysocjalistycznych w rzeczywistości wyłupywali z band kamienie, starannie wyszlifowane poprzez najazdy metalowych płóz saneczkowych. Taki łuk w lecie lśnił w słońcu niczym wyłożony drogocennymi rubinami.
Funkcjonariusze bezpieki tłumaczyli swoim przełożonym, że idą do Cygańskiego Lasu zająć się bandami i potem na bandach saneczkarskich się wyżywali. Następnie kradli też te kamienie tajni współpracownicy SB, bo czasem oficer prowadzący zabierał takiego zdrajcę na tor saneczkowy i zachęcał, aby TW też sobie wybudował luksusowy kominek wyłożony od zewnątrz wyjątkowymi kamieniami. Potem kradli niektórzy domorośli konstruktorzy kominków.
Bezpłatny projekt toru
Mój Tato, znany trener młodzieży saneczkarskiej Tadeusz Pollak powiedział mi tuż przed śmiercią: – Rajmund, ja już nie mam siły, aby walczyć o ten tor saneczkowy, ale ty jesteś młody i nie pozwól, aby go zrównali z ziemią!
Staram się od dnia śmierci mojego Ojca walczyć o powrót do świetności tej sportowej wizytówki Bielska-Białej, ale coraz częściej mam wrażenie, że jestem jak ten samotny biały żagiel na morzu znieczulicy biurokratów i możnych samorządowców. Niejeden na moim miejscu już by się zniechęcił, ale mnie nie godzi się zapomnieć słów jednego z ostatnich trenerów saneczkarstwa, który szkolił młodzież na torze saneczkowym z Koziej Góry na Błonia.
Szansę dla kontynuację istnienia obiektu dawał na początku XXI wieku Jan Steler, wiceprezydent Międzynarodowej Federacji Saneczkarskiej, Polak mieszkający we Francji. Steler na wieść, że Polska ubiega się o organizację IO w 2006 roku zadeklarował, że bezpłatnie przekaże władzom Polski projekt sztucznie lodzonego toru właśnie w Mikuszowicach Śląskich.
Siłą wyprowadzali z sali
Niestety, Polski Komitet Organizacyjny Igrzysk Olimpijskich uznał, że tor powstanie koło Zakopanego, a na dodatek ówczesne władze Bielska-Białej w ogóle nie zainteresowały się propozycjami wiceprezydenta Międzynarodowej Federacji Saneczkarskiej Jana Stelera. Osobiście byłem wtedy gotów na bezpłatne przetłumaczenie tego projektu z języka francuskiego na polski, ale niestety nasze władze zarówno sportowe, jak i samorządowe zupełnie zlekceważyły dobrą wolę Polaka od lat zamieszkałego we Francji.
Zwracałem się z apelami do władz Bielska-Białej zarówno poprzedniej, jak i obecnej kadencji o odbudowę toru, ale… wolały wzywać Straż Miejską, aby mnie siłą wyprowadzać z sali, zamykając usta na posiedzeniach Rady Miejskiej niż merytorycznie zająć się tematem!
Nie jestem sam w tej walce o najstarszy na świecie naturalny tor saneczkowy. Oto stanowisko jednej z trenerek naszych saneczkarek, które ostatnio otrzymałem.
Tor saneczkowy na Koziej Górze.
Jesteśmy w posiadaniu projektu toru saneczkowego, na który w latach dziewięćdziesiątych mieliśmy pozwolenie na remont obiektu i niewielką przebudowę dolnego odcinka trasy. Mieliśmy wszystkie pozwolenia: konserwatora zabytków, pozwolenie z ochrony środowiska oraz wydziału zagospodarowania przestrzennego, na dzierżawę wieczystą. Wykonawca się pośpieszył i wylał beton o jeden dzień za wcześnie, co spowodowało cofnięcie wszystkich pozwoleń. Walka o ten obiekt trwała z naszej strony kilka lat. Za każdym razem był cień nadziei na budowę toru. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. Ale miasto woli postawić budki z piwem, a nie obiekt sportowy. To walka z wiatrakami. Pozdrawiam (nazwisko trenerki zastrzeżone do wiadomości autora artykułu).
Tor za 800 tys. euro
Innym ratunkiem dla toru saneczkowego jest możliwość budowy całorocznego toru z tworzyw sztucznych. Odbyłem w tym temacie kilka rozmów telefonicznych z niemieckim medalistą olimpijskim w saneczkarstwie i multimedalistą mistrzostw świata – Hansem Rinnem, który po zakończeniu kariery sportowej otworzył firmę budującą całoroczne tory saneczkowe z tworzyw sztucznych.
Hans Rinn jest w moim wieku i doskonale zna tor saneczkowy z Koziej Góry na Błonia, bo kiedyś tam trenował. Aby nie było niedomówień, opiszę krótko dorobek sportowy tego niemieckiego saneczkarza i multimedalisty Igrzysk Olimpijskich oraz mistrzostw świata i Europy (patrz poniżej*). Jest to człowiek niezwykle wiarygodny i doskonały fachowiec z zakresu zarówno sportów saneczkowych, jak i konstrukcji torów saneczkowych, bo sam na własne oczy widział wszystkie najważniejsze tory saneczkowe na świecie i po nich zjeżdżał!
Niemiecki zawodnik powiedział mi, że tor saneczkowy w Mikuszowicach Śl. był jednym z najtrudniejszych w Europie i dlatego na nim postanowił trenować. Gdy zapytałem mistrza olimpijskiego z Lake Placid, czy dałby radę postawić na starym torze w Cygańskim Lesie tor całoroczny z tworzyw sztucznych, odpowiedział, że byłoby to technicznie możliwe w cenie 600-800 tys. euro przy długości do ok. 1300 m, bo tak długich torów, jakim był kiedyś tor z Koziej Góry na Błonia nikt na świecie już nie wykonuje.
Miło mu się ze mną gawędziło
Były mistrz świata w saneczkarstwie jest człowiekiem bardzo konkretnym, dlatego przed zakończeniem rozmowy zapytał mnie, czy mam pełnomocnictwa Prezydenta Miasta do złożenia zapytania ofertowego na tor z tworzyw sztucznych. Odparłem, że nie mam, a on uprzejmie mnie zapewnił, że miło mu się ze mną gawędziło, ale w sprawie toru może rozmawiać tylko z osobą, która dysponuje kwotą 800 tys. euro. Mimo sentymentu, jaki czuje wspominając, jak za młodych lat zjeżdżał z Koziej Góry na wyczynowych sankach, teraz nawet projektu technicznego nie będzie robił bez gwarancji finansowych. Doskonale go rozumiem i nie pozostało mi nic innego, tylko podziękować za trzecią z kolei rozmowę.
Reasumując, na zabetonowanie naturalnego toru saneczkowego władze Bielska-Białej wydały znacznie więcej niż 600 tys. euro, a zatem zamiast wyrzucać pieniądze w błoto (beton), istniała realna szansa na zbudowanie całorocznego toru saneczkowego z tworzyw sztucznych, który nie wymaga do jazdy na sankach ani lodu, ani śniegu.
Rajmund Pollak
* Hans Rinn w styczniu 1973 zdobył dwa złote medale podczas mistrzostw Europy w Königssee. Jeszcze w tym samym roku zdobył złoty medal indywidualnie i srebrny w parze z Norbertem Hahnem na mistrzostwach świata w Oberhofie W kolejnych latach zdobył srebrny w jedynkach na MŚ w Königssee (1974), złoty w dwójkach na MŚ w Hammarstrand (1975), złote w obu konkurencjach podczas MŚ w Innsbrucku (1977), brązowy w dwójkach na MŚ w Imst (1978) oraz srebrny w tej samej konkurencji na MŚ w Königssee (1979). Zdobył też jedenaście kolejnych medali mistrzostw Europy, w tym złote w jedynkach na ME w Imst (1974) i ME w Oberhofie (1979) oraz dwójkach na ME w Olang (1975), ME w Hammarstrand (1978) i ME w Olang (1980). W 1976 wystartował na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku, zdobywając brązowy medal. W zawodach tych wyprzedzili go jedynie Dettlef Günther z NRD i Josef Fendt z RFN. Wspólnie z Hahnem zdobył parę dni później złoty medal w dwójkach. Na rozgrywanych cztery lata później igrzyskach olimpijskich w Lake Placid Hahn i Rinn zdobyli kolejny złoty medal w dwójkach.
Na zdjęciach: zabetonowany tor na Koziej Górze (jesień 2022), fot. Rajmund Pollak
Aby zapewnić jak najlepsze wrażenia, korzystamy z technologii, takich jak pliki cookie, do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak wyrażenia zgody lub wycofanie zgody może niekorzystnie wpłynąć na niektóre cechy i funkcje.
Funkcjonalne
Zawsze aktywne
Przechowywanie lub dostęp do danych technicznych jest ściśle konieczny do uzasadnionego celu umożliwienia korzystania z konkretnej usługi wyraźnie żądanej przez subskrybenta lub użytkownika, lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikatu przez sieć łączności elektronicznej.
Preferencje
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest niezbędny do uzasadnionego celu przechowywania preferencji, o które nie prosi subskrybent lub użytkownik.
Statystyka
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do celów statystycznych.Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wezwania do sądu, dobrowolnego podporządkowania się dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu zwykle nie mogą być wykorzystywane do identyfikacji użytkownika.
Marketing
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest wymagany do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na kilku stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.